Historia studiów MBA
1967 pierwsza studentka MBA w Europie
Historia MBA jest ściśle związana z industrializacją gospodarki, potem z jej globalizacją, a ostatnio z troską o losy planety i jej mieszkańców. Na początku XX wieku w przemyśle amerykańskim pojawiły się taśmy produkcyjne, a dostawcy podzespołów musieli być zorganizowani na czas. Ani kwalifikacje księgowe, ani techniczne nie wystarczyły do zarządzania takim skomplikowanym procesem. W 1908 roku Uniwersytet Harvarda zainicjował dwuletnie stacjonarne studia MBA dla 80 słuchaczy. Uczono tam nowej nauki, którą głosił Winslow Taylor – czyli zarządzania. Uczono metodą analizy konkretnych przypadków, bo ten system najlepiej się sprawdził w harvardzkiej szkole prawa. Nadal ta metoda dominuje na studiach MBA.
Początkowo były to studia wyłącznie dla mężczyzn. Kobiet nie akceptowano na studiach MBA w Ameryce do 1959 roku, a w Europie do 1967. Pierwszy czarnoskóry student, syn dawnego niewolnika, Wendell Thomas Cunningham, pojawił się w Harvard Business School w 1913 roku. Dziś wszystkie liczące się uczelnie dbają o różnorodność zarówno wśród studentów, jak wykładowców, ale po stu latach nadal trudno jest uzyskać pełną równowagę między kobietami a mężczyznami i dbać o należytą reprezentację mniejszości. W 2024 roku mężczyźni nieustannie stanowią ponad 50% uczestników programów MBA.
Przez niemal pół wieku MBA pozostawał specjalnością wyłącznie amerykańskich uczelni. Ten format kształcenia menedżerów, wzorowany na modelu amerykańskim pojawił się w Europie dopiero po II wojnie światowej. W 1957 roku stał się sztandarowym produktem edukacyjnym – i jest do dziś – francuskiej uczelni INSEAD działającej w Fontainebleau pod Paryżem. Świat powojenny potrzebował menedżerów zarządzających odbudową i rozwojem gospodarki. Potrzebował też wykorzystać kończących karierę wojskową dowódców, którzy mieli silne cech przywódcze, ale brakowało im wiedzy z obszaru ekonomii, zarządzania i finansów. Rządy finansowały im naukę w szkołach biznesu.
Kolejna odsłona studiów MBA to ich umiędzynarodowienie idące równolegle z globalizacją. Ambicją każdej liczącej się uczelni było uruchomienie własnej szkoły biznesu (wydziału zarządzania). Powstały też uczelnie specjalizujące się wyłącznie w kształceniu podyplomowym menedżerów – w Europie jest ich kilka. Ich najważniejszym produktem (i zazwyczaj najbardziej lukratywnym) są drogie, prestiżowe i powszechnie pożądane studia MBA.
Już pół wieku temu najlepsze światowe firmy konsultingowe zabiegały o absolwentów MBA, bo ci byli najlepiej nauczeni dążenia do osiągania maksymalnych wyników finansowych, najszybciej jak to możliwe. Poruszali się płynnie w szacowaniu wartości firm na podstawie historycznych danych finansowych, cash flow, ryzyk kursowych, wyceny aktywów itp. Prognozowali przyszłe zyski uwzględniając szanse i zagrożenia opisane jako analiza SWOT. Badali rynek i prowadzili wyliczenia opłacalności inwestowania w poszczególnych sektorach posługując się wymyślonym przez Michaela Portera w 1979 roku narzędziem Pięciu Sił. Efektownie rozrysowywali w Power Poincie macierze BCG odnoszące się do szans potencjalnych produktów na rynku. Nauka zarządzania rozwijała się szybko, dostarczając coraz ciekawszych, praktycznych narzędzi menedżerskich.
Przez wszystkie te lata rynek pracy dla absolwentów MBA był znakomity. Pierwsze załamanie przyszło w 2008 roku, wraz z kryzysem subprime na rynku amerykańskim. Upadło wiele firm, także zdawało się nienaruszalnych gigantów, takich jak czwarty co do wielkości amerykański bank inwestycyjny Lehman Brothers zatrudniający na wszystkich kontynentach ponad 26 tys. osób, w tym setki z tytułem MBA. Kryzys zdecydowanie zachwiał karierami absolwentów.
W 2009 roku 60 proc. absolwentów MBA w Stanach Zjednoczonych nie mogło znaleźć żadnej pracy. Zważywszy, że studia MBA to kosztowna inwestycja, bardzo często finansowana kredytem edukacyjnym, sytuacja wyglądała tragicznie. Zdesperowani absolwenci akceptowali każdą ofertę zatrudnienia, nawet na niższych stanowiskach. Pomimo tego nikt nie rezygnował z nauki, a studenci MBA nadal uważali, że te studia to najlepsze, co przytrafiło im się wżyciu. Kryzys przecież minie. I mieli rację. W tym czasie studia MBA rozwijały się już na wszystkich kontynentach. Wielkim popytem cieszyły się zwłaszcza na Bliskim Wschodzie i w Azji, w tym w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Indiach i w Chinach. Dziś to tam są ulokowane programy z czołówki rankingu „Financial Times”.
Studia MBA nieustannie mają bardzo dobrą reputację, bo jak żadne inne najszybciej nadążają za oczekiwaniami rynku. Przed krachem 2008 roku firmy konsultingowe i sektor finansowy potrzebowali absolwentów młodych, bez doświadczenia, biegle operujących analizą finansową i modelami statystycznymi i podejmujących decyzje dotyczące wielomilionowych inwestycji szybko, bez zbędnego zastanawiania się, może nawet trochę bezrefleksyjnie. Wtedy rynek najwięcej zarabiał na wysokim ryzyku i na szybkich operacjach. Te same atuty zmieniły się w zagrożenie przy zmianie trendu, bo maklerom i ich przełożonym zabrakło doświadczenia i jednak jakiegoś poziomu empatii. Jednym słowem, zabrakło etyki i umiejętności miękkich. Wprowadzono je szeroko to programów MBA natychmiast po 2008 roku.
To już nie były studia złośliwie określane jako „matematyczne obozy pracy”. Doszły nowe przedmioty z obszaru etyki, komunikowania, zarządzania równowagą między życiem prywatnym a pracą, HR. Uczono korzystania z nowych technologii informatycznych, planowania transformacji cyfrowej. Zmieniły się testy zaliczeniowe. Nikt już nie wymagał wykonywania osobiście obliczeń statystycznych (dziś robią to programy), skończyły się żmudne zadania z ekonomii. Zamiast tego szkoły biznesu zaczęły wymagać wnioskowania i właściwej interpretacji danych produkowanych przez systemy informatyczne. Tak ukształtowani absolwenci MBA z wielkim sukcesem powrócili na rynek pracy, by zajmować się transformacją cyfrową firm starego typu w nowoczesne e-przedsiębiorstwa operujące na rynku usług świadczonych przez internet, najlepiej w stałym abonamencie (SaaS), tradycyjnego handlu na e-commerce.
Najnowsze zmiany dotyczą wrażliwości społecznej i ekologicznej biznesów. Dominująca na świecie narracja dotycząca dbałości o zachowanie planety jest dziś ważniejsza niż szybkie zyski dla akcjonariuszy. Dlatego studia MBA uzupełniono o zajęcia ze zrównoważonego rozwoju i odpowiedzialnego zarządzania – ESG. Absolwenci ostatnich roczników dobrze wiedzą, jak śrubować korporacyjne normy społeczne, jak i po co stosować równościowe zasady w środowisku pracy a nawet jak wywierać pozytywny wpływ, dobierając kooperantów wyłącznie z grupy stosujących w praktyce zasady ESG.
Czy dziś łatwiej jest studiować MBA niż sto czy 50 lat temu? Nadal są to jedne z najtrudniejszych studiów. Nawet bez zadań pamięciowych ze statystyki, rachunku prawdopodobieństwa i trudnych ćwiczeń z księgowości zarządczej nie pomija się tych umiejętności. Trzeba umieć to samo co dawniej, ale stosować wiedzę w praktyce z wykorzystaniem programów informatycznych. Wsparcie technologiczne uwalnia więcej czasu na analizę, krytyczne myślenie, doskonalenie umiejętności miękkich, stosowanie wskaźników środowiskowych i społecznych pozwalających dobierać partnerów biznesowych zgodnie z zasadami ESG.
Nieustanna transformacja programu studiów MBA czyni je tak samo atrakcyjnymi dziś, jak były dawniej. Atrakcyjnymi dla gospodarki, dla liderów biznesu i dla samych uczelni.
opublikowano: 29 lutego 2024